Post musiał w końcu powstać - inaczej moja próżność byłaby wielce niezadowolona :P
A tak zupełnie poważnie sukienka zasługuje, by trochę o niej opowiedzieć.
Zerknijcie teraz na inspirację z 1828 roku:
Oraz na efekt finalny. Mówię z góry - nie porywałyśmy się na rekonstrukcję, zaczerpnęłam jedynie fason sukienki, która urzekła mnie swoją skromnością na tle innych z lat 30 XIX wieku :)
Fotograf - Jarosław Żeliński |
Sukienka jest w 100% dziełem mojej mamy. Ja nie potrafię szyć - choć zamierzam się nauczyć. Jednak kiedy to nastąpi - tego nie wiem. Uznajmy, że mama patrzeć nie może na moje nieporadne próby szycia ręcznego i póki co nie wpuszcza mnie pod maszynę ;>
Jak widać - a może i nie - sukienka nie jest koszerna. Wykonana została z atłasu i szyfonu. Udało mi się znaleźć atłas w kolorze "zżółkłej bieli" - nie był to ani śnieżnobiały, ani ecru. Aby nie było efektu obrzydliwego, jarmarcznego połysku, strona lewa i prawa materiału zamieniły się miejscami ;) Dlaczego nie uszyłam sukienki koszernej? Hm... Mama obawiała się tego szycia, był to jej debiut w kreacji "historycznej", zatem wolała uszyć z czegoś, czego nie szkoda by było wyrzucić w przypadku niepowodzenia. Dzisiaj wiem, że mama przesadzała i że każda kolejna sukienka będzie w miarę poprawna ;)
Tył sukienki. Tak i mój tatuaż, który na przymiarkach nie wyłaził spod dekoltu ;> Sukienka zapinana była na guziczek z masy perłowej. |
Wierzch sukni wykonany jest z lawendowego szyfonu. Podobnie jak zdobiące garniturek i koafiurę kokardy. Dekolt i dół zdobi atłasowa lamówka w kolorze niemal identycznym, jak warstwa spodnia. Różyczki mama robiła ręcznie z atłasowej wstążki, wstążka fioletowa służyła mi z kolei za szarfę, którą umocowaną miałam w pasie. Ten sam kolor fioletowej wstążki zdobił moją reticule oraz pantofelki. Marszczenie na przodzie sukni, dobrze widoczne na zdjęciu poniżej, podkreślone zostało wstążeczką w kolorze lamówki.
Widać tu też dokładnie moją biżuterię, o której piszę w dalszej części notki :) |
Ażurowe pantofelki, r. 34 (za małe, ale dałam radę!) z Chińskiego Sklepu ;) |
Rękawiczki kupiłam na allegro. Radzę jednak uważać - na aukcji było napisane "100% bawełny", na opakowaniu też, jednak na metce wewnętrznej "100% poliester". Nie polecam ;/ No ale cóż, dobrze, że to do celów kostiumowych, gorzej by było, jakbym miała uczulenie...
Jak wiadomo - nie sama suknia zdobi człowieka. Aby nadać odpowiedni wyraz całości, niezbędna jest odpowiednia BIELIZNA ;)
Za halkę spodnią służyła mi moja bawełniana, letnia, znienawidzona sukienka. Jednak chyba się z nią przeproszę ;> Nie miałam odpowiedniego gorsetu, a mama szyła wszystko, tylko nie gorset, więc użyłam to, co miałam na stanie. Kocham gorsety, jednak taki z prawdziwego zdarzenia mam tylko jeden. Pasuje on bardziej na późniejsze epoki - metalowy busk i knapiki, spiralne fiszbiny... Zapakowałam się więc w usztywniany plastikowymi, zapinany na haftki gorset, który kupiłam sobie w lumpeksie za 3 zł. Kolorystycznie pasował jak piernik do wiatraka, ale przez suknię nic nie przebijało ;)
Zdjęcie strzelane po balu, około 3.30 w nocy ;P |
Na to wszystko przyszła halka sznurkowa - corded petticoat. Tutaj miałam jakiś swój udział w jej tworzeniu :D Była nawet reko! Stara poszwa na kołdrę, bawełniana, została poprzeszywana maszyną przez mamę - w tak stworzone tunele wciągałam ręcznie sznurek - około 90-100 metrów. Jeżeli komukolwiek przyjdzie to do głowy, to mam pewne rady:
a) Kupić sznurek do mięsa, wędzenia wędlin - fajnie współpracuje i jest naturalny;
b) WYGOTOWAĆ SZNUREK - mój nieco się rozszerzył;
c) Nawlekać igłą dziewiarską - jakbym miała to robić metodą "na agrafkę" dostałabym apopleksji ;)
A oto i ostateczny wygląd:
Zaskakujące, jak te sznurki obciążają halkę i jak ją świetnie usztywniają! |
Okej, to teraz przejdźmy do szczegółów:
Biżuterię stanowiły kolczyki, bransoletki, naszyjnik i broszka (przypięta do naszyjnika, genialny pomysł Agnieszki Terpiłowskiej) z perełek, które pożyczyłam od sąsiadki. W mojej szkatułce wieje mrokiem, więc trudno mi było znaleźć coś odpowiedniego :)
Sukienkę ponadto upiększyła przepiękna broszka należąca do mojej ś.p. Babci. Była co prawda mieszaniną metalu z plastikiem, JEDNAKŻE: rzeczy po babci są dla mnie skarbem i jak się coś komuś nie podoba, ma w zęby :D Czekałam 20 lat na to, żeby mój ją przypiąć, bo w dzieciństwie nie wolno mi jej było ruszać! Wolno było ją tylko oglądać. Zatem byłam przeszczęśliwa móc ozdobić nią kreację balową.
Fryzura i makijaż: Zdjęcie poniżej prezentuje resztki za równo jednego i drugiego. Koafiura stworzona przez Agnieszkę Terpiłowską przetrwała bal, zatłoczony tramwaj, kaptur mojego płaszcza - słowem była niezniszczalna! Nawet po umyciu głowy miałam loki :D
Makijaż z kolei robiłam około 10 rano - cienie, tusz i brwi. Kasia Jasińska pomogła mi później z ponownym nałożeniem podkładu, gdyż po kilku godzinach mroźnego spacerku po Warszawie, ten nakładany przeze mnie zdążył zniknąć.
Ale ze mnie Ryjek xD Ale i tak nieźle, jak na trzecią w nocy :P |
Mam nadzieję, że zaspokoiłam Waszą ciekawość. Ogólnie przyznaję, że nie czułam się zbyt dobrze w całkowicie NIECZARNEJ i NIEMROCZNEJ estetyce, jednak wraz z upływem czasu moje przekonania o własnej urodzie (mam na myśli typ a nie "piękno" :P) nieco ewoluowały i odkryłam, że mogę się świetnie i swobodnie czuć nawet bez komfortowej dla mnie czerni :)
Pozdrawiam serdecznie!!! :)
Świetny opis. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się kolor Twojej sukni - gdybym miała szyć coś dla siebie, pewnie zdecydowałabym się na podobny odcień. :) Butki też masz śliczne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękuję. Kolor i mnie uwiódł, dlatego też się na niego zdecydowałam :)
Usuńpatrzę na ciebie i......mam wrażenie że jesteśmy mega podobne. bez make-up koloryt cery podobny układ brwi i nos podobny. i jak na po balu wyglądasz świeżo i naturalnie.......ja po 12 godzinach roboty też wyglądam nieźle. mamy rodzaj taki że nawet czy to bal czy no nocka w robocie - zmęcznie po nas nie widać. szlachaetny i nieskazitelny tym urody. ale obie go nie lubimy;))))
OdpowiedzUsuńJa tam swój akceptuję jak najbardziej, co rusz jestem zaczepiana i przezywana "elfikiem" ;)
UsuńOch, zmęczenie bardzo po mnie widać, tutaj złapałam czarodziejskie światło, no i mam sporą warstwę make-upu, choć wygląda naturalnie ;)
Ta sukienka była bardzo delikatna i wdzięczna, bardzo mi się podobała, obyś miała więcej okazji ją ubrać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie :)
UsuńHaha, kto wie - przyjaciółka żartowała, abym wystroiła się w nią na jej ślub, ale raczej tego nie zrobię :P
Kurczę, jak zobaczyłam miniaturę na fejsie, to w pierwszej chwili myślałam, że fotka muzealna to zdjęcie twojej sukienki :D Była naprawdę śliczna i bardzo do ciebie pasowała! :)
OdpowiedzUsuńZmieniałam miniaturkę na zdjęcie realne, ale "La Book de Visage" nie współpracuje ostatnio zbyt dobrze... :P
UsuńTwoja sukienka pieści moje oczy za każdym razem. Cudownie wyglądałaś! I sama byłam ciekawa, jak to wyglądało od "kuchni", szczególnie ta halka sznurkowa :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, przekażę miłe słowa mamie :)
UsuńHa, no bielizna to podstawa :)