niedziela, 4 stycznia 2015

Scrapbooking'owy debiut.


Żeby stało się jasne - pojęcia nie mam o scrapbookingu. Nie znam się na metodach, narzędziach, nie mam dziurkaczy, wykrojników, tuszu. Nic profesjonalnego.
Zainspirował mnie filmik tutorialowy, znaleziony przypadkiem na YT. Wiedząc, że mnie nigdy tak pięknie nie wyjdzie i za razem chcąc spróbować, podjęłam wyzwanie. 

Jedyne czym dysponowałam, to podstawowe narzędzia - blok techniczny, farby plakatowe, nożyczki. Nie miałam nawet odpowiedniego kleju! Postanowiłam dokupić parę rzeczy i zrobić okładkę do albumiku na próbę.

Rzeczy, z których korzystałam:
- kolorowe, samoprzylepne pianki, które służyć miały do przyklejenia ozdób;
- klej MAGIK introligatorski (z cienką końcówką) - okazał się na tyle dobry, że za jego pomocą zrobiłam całość nie potrzebując niczego mocniejszego;
- tektura introligatorska - koleżanka odstąpiła mi kawałek, jednak było mi szkoda ją potencjalnie zmarnować i użyłam okładki do starego zeszytu A5;
- nożyczki,
- cieniutki pędzelek,
- farby plakatowe synka: biała i czarna,
- blok techniczny,
- papier ścierny do starcia resztek śliskiej folii z okładki zeszytu,
- kalka,
- suszarka do włosów,
- nóż do tapet,
- koronki,
- dziurkacz,
- białe kartki papieru do podklejenia okładek,
- specjalna pasta DIY do zrobienia wzorów, napisów,
- sznureczki do związania całości,
- pożółkły papier DIY jako wypełnienie albumów,
- maszynka do nabijania oczek kaletniczych,
- srebrol w spray'u,
- buteleczka ze sprejową końcówką do nakładania farby.


Zaczęłam od "oskórowania" okładek. Dokładnie, aż do samego kartonu. Należy dokładnie pozbyć się tej śliskiej folii, na przykład za pomocą papieru ściernego, gdyż później trudno będzie pomalować całość farbą. Dokładnie oczyszczone okładki rozcięłam na nierówne części - powstały w ten sposób mniejsze okładeczki na dwa albumy. Zrobiłam w nich dziurkaczem otworki do łączenia. Pomalowałam na biało plakatówką synka. Nie dysponowałam bardziej profesjonalnymi farbami, ale te były całkiem niezłe. Nakładałam je dość grubo, bez rozcieńczania, równomiernie, oczywiście z obu stron czekając, aż pierwsza wyschnie. Malowałam chyba dwie lub trzy warstwy. 

Następnie zabrałam się za wykonanie specjalnej pasty, która umożliwia tworzenie wypukłych wzorów. Można ją nakładać pomagając sobie foliowymi szablonami. Ja jednak takich nie miałam i postanowiłam wypisać na okładkach teksty. Do tego niezbędny był cieniuteńki pędzelek - ja swój najcieńszy przycięłam tak, aby zostało ledwie kilka włosków. To było najtrudniejsze i najbardziej czasochłonne zadanie. I najbardziej bolesne dla mojego kręgosłupa :P Zostawiłam tekst do porządnego wyschnięcia. Wspomagałam się lekkim powiewem z suszarki, ale dałam okładeczkom całą noc na wyschnięcie. 

W międzyczasie wycięłam z pianki litery i przekalkowałam wzory dekoracji z oryginału na blok techniczny (co zdolniejsi by je po prostu narysowali, mnie  nie jest to dane :P). Można kupić gotowce, jednak pojęcia nie mam jak się takowe nazywają i gdzie je kupić. Poza tym pewnie i tak nie znalazłabym nic mrocznego, więc postanowiłam zająć się tym sama :P Wycięte (nożyczkami i nożykiem do tapety) wzory pomalowałam dokładnie na czarno.

Kolejnym etapem było malowanie okładek na różne odcienie od szarości do czerni. Nie dysponując farbami w spray'u, rozcieńczyłam mocno odrobinę plakatówki wodą i gęstą ciecz przelałam do małego spryskiwacza (takiego na płyn do czyszczenia okularów :P). Zaczęłam od mieszanki farby białej z czarną pół na pół, zrobiłam szarą warstwę i szybko wysuszyłam suszarką. Pozwalałam farbie "rozlać się" pod wpływem strumienia powietrza. Dodając coraz więcej czarnej farby nakładałam kolejne, coraz to ciemniejsze kolory aż do czarnego, za każdą warstwą (było ich cztery) susząc suszarką. Zależało mi na nieregularnej barwie i udało mi się osiągnąć ten efekt. Nadmiar farby można delikatnie zbierać chłonnym ręcznikiem papierowym, należy uważać, by zbyt duża ilość wody nie rozpuściła naszych wzorów z pasty. Zostawiłam do porządnego wyschnięcia okładki, w międzyczasie wyprodukowałam pożółkły papier, lekko zgnieciony, aby dawał efekt starego (w następnej notce zdradzę Wam, jak to zrobiłam :)) i podocinałam go do odpowiedniego rozmiaru, robiąc również dziurkaczem otworki w dokładnie tych samych miejscach, jak w okładkach. 

Przyszła pora na malowanie srebrolem. Nie pryskałam nim bezpośrednio na okładki a do korka, skąd pędzelkiem zbierałam ciekłą srebrną farbę i nakładałam nieregularnie na okładki. Srebrol schnie naprawdę prędko, mogłam więc zabrać się do dalszej pracy.
Wyschnięte okładki podkleiłam zwykłym, białym papierem, ich wnętrze konkretnie. Na tym papierze nakleiłam czarną koronkę. Podobnie pasek taśmy koronkowej przykleiłam na przodzie, na miejscu z dziurkami. Kanty okładek, które scrapbookerki po prostu tuszują, ja pomalowałam pędzelkiem na czarno. Pozostało jedynie naklejenie wcześniej przygotowanych dekoracji i literek. Część naklejałam na płasko, inne podklejałam piankami, aby uzyskać przestrzenny efekt. Zostało jedynie nabicie oczek kaletniczych we wcześniej przygotowanych miejscach. Pożyczyłam w tym celu maszynkę od mamy, niestety mamy tylko oczka w kolorze złota, bardziej pasowałyby srebrne, wiem. Pozostało jedynie złożyć albumy w całość i związać - jeden sznureczkiem w kolorze naturalnym, drugi łańcuszkiem z czarnej włóczki, który na szybko zrobiłam na szydełku.
Et voila! Oto efekt końcowy:


Albumik większy:





Albumik mniejszy:




A co Wy o nich myślicie, podobają Wam się? Warto, żebym się dalej bawiła w tworzenie takich cudaków? Osóbkom, którym je sprezentowałam się spodobały, a to najważniejsze.

A może macie większe doświadczenie w scrapbookingu i udzielicie mi jakichś rad na przyszłość?


5 komentarzy:

  1. są przepiękne;)))))

    jestem zupełnie lewa do tworzenia takich rzeczy. moj świat to jedynie malowanie rysowanie szkic artystyczny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rysuję wcale nie lepiej niż większość przedszkolaków, więc zazdroszczę :P Bo widzisz, mnie się chce, ale nie potrafię :P

      Dziękuję :-)

      Usuń
    2. "Bo widzisz, mnie się chce, ale nie potrafię " Skąd ja to znam... :/
      Fajnie wyszło, choć klimat zupełnie nie mój. ;)

      Usuń
  2. Hehe, zobacz, zaczęłaś się interesować sukniami dawnymi, a teraz skrapbookingiem :P U mnie to było akurat odwrotnie.
    Albumy rządzą! Uwielbiam je. Twoje wyszły odpowiednie do Twoich butów ;) - mają swój urok. Pewnie, że warto robić albumy! Zwłaszcza na zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zdjęcia albo w ogóle na wspomnienia :)
      Haha, no widzisz, to jak maszyna napędowa, coraz więcej cudownych rzeczy odkrywa się dzięki innym :) Może i z haftem się przeproszę :P

      Usuń

Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz ślad po swojej obecności :)